Rytuały mocy - Jak aktywować wewnętrzną energię?

FELIETON Otwarty dostęp

Energia to niesamowicie ciekawe zagadnienie. W swojej naturze jest niewidoczna, nieuchwytna, a jednak stoi u podstawy wszystkiego. Czym dokładnie jest?

Jako słowo funkcjonuje w naszym codziennym słowniku w przeróżnych kontekstach: od kryzysu energetycznego, po hasło, że brakuje nam dzisiaj energii. Encyklopedia techniki (Encyklopedia techniki – podstawy techniki WNT, praca zbiorowa, 1994 r., s. 155) definiuje ją jako „skalarną wielkość fizyczną charakteryzującą stan układu fizycznego jako jego zdolność do wykonania pracy […]”. To tylko jedno z określeń próbujące ją uchwycić. Z czym kojarzy nam się energia? Mnie przede wszystkim z tym, że wstaję rano z łóżka i działam. Bezsprzecznie jest moją siłą napędową. Energia to siła.

Jednym z ćwiczeń i eksperymentów, które ostatnio praktykuję jako jedną z pierwszych rzeczy rano, jest przyglądanie się temu, ile energii dzisiaj mam i jaka jest jej jakość. Siadam rano na poduszce do medytacji, biorę oddech, otwieram drzwi do wewnątrz i staram się spotkać ze sobą, obserwować swoją energię. Zauważyłam, że od jakiegoś czasu nie mam aż tak dużo jej zapasów. Po emocjonalnie trudnym roku, a od wybuchu wojny w Ukrainie i bardzo intensywnych zbiórkach, które prowadziliśmy z naszą Fundacją „Bądź” i przyjaciółmi (Blyzkist, SDK Słonecznik), spałam za mało, działałam za dużo. Jednocześnie czułam, że adrenalina związana z wysyłką leków, organizacją ich przewozu przez granicę, apele o pomoc były tak wielkim zastrzykiem adrenaliny, że nie rejestrowałam tego, że się energetycznie zapożyczam. Na logikę to wiedziałam, a rozmowy z wieloma mądrymi osobami, które przeżyły podobny stan, brzmiały ostrzegawczo. Po kilku miesiącach przyszły pierwsze spadki i wręcz fizyczne uczucie braku zasobów. Jakbym dosłownie została odłączona od prądu. Można to nazwać wypaleniem, chociaż nie straciłam poczucia misji, to jednak ręce zwiotczały, myśli spowolniły, emocje siadły. Ciało zaczęło dawać sygnały. W wakacje pojechałam nad morze i tam zaczęłam pomalutku wracać do ładowania wewnętrznych akumulatorów. Siedzenie na plaży, patrzenie się w morze, spotkanie z lasem. Cisza. To był początek. Od tego czasu staram się regularnie sprawdzać poziom baterii. Siadając rano do chwili ciszy, staram się rozpoznać, przeczytać „na wskaźnikach”, czy dzisiaj zaczynam dzień pełna, czy raczej zmęczona. Bez oceny, co oczywiście jest najtrudniejsze. Mając już pierwszy punkt za sobą, podejmuję adekwatne działania.

Co podnosi energię? U mnie będzie to np. dobre, odżywcze, ciepłe śniadanie. Płatki owsiane z przyprażonymi migdałami, owocami, cynamonem, kardamonem i startym imbirem. Krok drugi to zdecydowanie ruch. Bezsprzecznie podnoszącą energię ostoją jest dla mnie joga. Jeśli nie jadę na plan zdjęciowy i dzień pozwoli mi na taki start, to nawet jeśli zdiagnozowałam się poniżej kreski, po jodze na pewno będę o kilka stopni wyżej. Każdy i każda z nas może narysować swoją mapę wspierających rytuałów pod kątem tych, które najbardziej nas zasilają. Wykonując je w intencji wewnętrznego odżywienia: dobry film, spacer po lesie, świadomy oddech staną się czymś więcej niż tylko czynnością.

Małe zadanie

Co ładuje Cię najbardziej, a co najbardziej odbiera Ci energię? Może da się temu zaradzić, podejmując odpowiednie aktywności, albo jeśli to możliwe, z tego rezygnując.

Oprócz wdrażania porannych ładujących aktywności warto zadać sobie pytanie o przyczyny spadków, jeśli regularnie takie mamy. Czasami okaże się, że trudności, na które nie mamy wpływu, bardzo nas obciążają, wojna, cierpienie bliskich albo nierozpoznanie swoich własnych ścieżek, które prowadzą nas w różne nie zawsze łatwe miejsca wewnątrz nas. Wierzę, że nawet wtedy, kiedy jest ciężko, najważniejsze to starać się otoczyć zrozumieniem i nie przestawać w zadawaniu sobie pytań o naturę tego, co się wydarza. Zbliżając się do odpowiedzi, okazuje się, że nawet w wydawałoby się beznadziejnej sytuacji, zawsze jest coś do zrobienia. I to już staje się krokiem do wyjścia z zamrożenia i puszczenia energii w obieg.

Moje postrzeganie tematu energii zrewolucjonizował mój absolutny idol – dr Yair Maimon, wieloletni przyjaciel naszej fundacji, propagator integralnego podejścia do zdrowia, doktor tradycyjnej medycyny chińskiej i naukowiec. Niesamowite w Yairze jest to, że zaplecze badacza gruntuje go bardzo mocno w materii i realiach opisanych przez dobrze nam znane ilości, cząsteczki i statystyki. Z drugiej strony jego głęboka wiedza i doświadczenie związane z TCM pozwala mu poruszać się w świecie emocji, umysłu i ducha, interpretując ich związek między sobą oraz wpływ, jaki mają na nasze ciała.

Kilka lat temu spotkałam się z Yairem, żeby przeprowadzić z nim wywiad do książki Siła umysłu. Siła emocji. Duchowej ścieżki zdrowia. Rozmowa z nim była jedną z głębszych, jakich doświadczyłam w życiu. Definiując pojęcie energii, Yair podsumował: „w gruncie rzeczy nie jest ona niczym innym niż tym, co wymieniamy z drugim człowiekiem”. Stop-klatka w pamięci z tej rozmowy, zrozumiałam. Tak proste i tak zachwycające. Powołując się na Yaira, poziom energii każdy może diagnozować, obserwując jej jakość, intensywność bądź jej brak, a jej przepływ pomiędzy nami a drugim człowiekiem, każdy może w sobie aktywować. To nic innego jak sprowadzenie wymiany z drugą osobą do poziomu serca. Nie skupiając się na tym, co materialne, a otwierając uszy, oczy i całą siebie na połączenie, czyli więź. Sharon Salzberg, druga niezwykła rozmówczyni, z którą miałam przyjemność spotkać się w książce, to światowej sławy propagatorka medytacji loving-kindness, wspaniałej metody sprowadzania się do poziomu serca i budowania więzi, oczywiście na zasadach, które są dla nas bezpieczne i na które jesteśmy gotowi. Sharon opowiedziała mi o sytuacji swojego ostatniego wystąpienia, które miało miejsce w Nowym Jorku, tuż przed pandemią. Zanim jako mówczyni stanęła na scenie, siedziała wśród publiczności a obok niej pani wycieńczona napięciem, strachem i niepewnością o to, co przyniesie przyszłość. Pandemia stała za rogiem, a globalny lęk unosił się w powietrzu. Sharon próbowała różnymi sposobami zachęcić panią siedzącą obok do zmiany perspektywy. Nic nie pomagało. Ostatecznie zrezygnowana zapytała: „A czy jest ktoś, komu mogłabyś pomóc?”, ta w reakcji się rozpromieniła i powiedziała: „Tak faktycznie, moja starsza sąsiadka mieszka całkiem sama. Zaproponuję jej pomoc przy robieniu zakupów!”. „No proszę…” – pomyślała Sharon. Relacjonując mi to jakiś czas później, zostawiła mnie z apelem o to, żebyśmy nie zapominali o największym zasobie, jaki mamy, o więziach łączących nas z drugim człowiekiem, zwierzętami, naturą, światem i sobą. Choćby w drobnej interakcji możemy przekazywać sobie życzliwość i nomen omen dobrą energię. A to będzie nieść się dalej. 
 

Przypisy